…nie, nie chodzi o modrzew.
Tak, to znowu ja postanowiłem nabazgrać coś, co będzie wyrazem wszelakich moich frustracji.
Jednak jak zaznaczyłem na samym początku, nie będzie to miało nic wspólnego z wcześniejszą notką.
Otóż tak sobie myślałem, o czym tutaj napisać i szybko wymyśliłem i tutaj pojawił się problem, bo trzeba dokonać selekcji, na jaki temat uzewnętrznić się na początku, a co zostawić na deser.
Jako, że jestem ponoć studentem politologii winienem być politycznie jakoś tam zaangażowany, przynajmniej tak mi się wydaje i właśnie w związku z tym, poruszę sobie temat około polityczny. W sumie nie wiem czy przypadkiem nie będę tym samym sporo o sobie pisał, jakby na to nie patrzeć nasze poglądy opisują nas lepiej niż cokolwiek innego.
Dzisiaj pod lupę wezmę coś łatwego, prostego i przyjemnego… Em… no tak, temat taki nie jest, ale moje poglądy już bardziej, o czym zresztą zaraz się wszyscy przekonamy. Chodzi mi mianowicie o UE.
Od razu w pierwszym zdaniu powiem, że jestem przeciwny, ale nie samej idei zjednoczeniowej, lecz formie, w jakiej jest to zrobione.
Co dokładnie mam na myśli? Spójrzmy na szczegóły.
W naszej kochanej Unii, która tak dba o swych mieszkańców, już od samej góry mamy sporo niejasności, jak choćby kompetencje poszczególnych urzędów. Owszem po wczytaniu się w wiele aktów prawnych etc można stwierdzić, że się rozumie jak to działa, ale przecież nie tak powinno być. Kompetencje winien każdy, nawet najgłupszy obywatel rozumieć. Dalej coś, co jest najzabawniejsze ‘kwoty’ na wszelakie produkty, które (w uproszczeniu) doprowadzają do tego, że producent nie ma prawa decydować o swoim towarze i mimo, że tak jak na przykład w tym momencie poprzez susze w Brazylii i powodzie w Indiach (czy też tam odwrotnie) popyt na cukier na całym świecie jest ogromny, a tutaj psikus, nie zarobimy na eksporcie naszego wyrobu, bo kwota nadana przez Unię nam zabrania. Tutaj właśnie widać największy problem tego molocha, otóż wszystkie decyzje są podejmowane ‘u góry’. Odgórnie podaje się nam, na co i ile pieniędzy możemy przeznaczyć, sami nie możemy zbytnio decydować o ich rozdysponowaniu. Mógłbym zresztą jeszcze sporo czasu deliberować o niedoskonałościach UE, jednak w sumie nie o tym chciałem pisać.
Chciałem napisać o moim ideale zjednoczenia, o tym, jak według mnie to powinno wyglądać, żeby miało to ręce i nogi.
Wnioskiem podstawowym jest to, że winniśmy zrezygnować z państwowości. Bo szczerze mówiąc w przypadku małych państw to nic nie daje, jest ona słabością, co idealnie widać na przykładzie Europy właśnie, w której nie ma tak naprawdę dużego państwa i której pozycja na świecie z roku na rok maleje, nie okłamujmy się, że jest inaczej.
A całą sprawę załatwiłoby stworzenie Zjednoczonej Republiki Europy. Oczywiście twór ten byłby federacją, w której każde byłe państwo Europy byłoby jedną prowincją, która decydowałaby o swej polityce wewnętrznej, jednak wszystko byłoby ukierunkowywane przez rząd ogólny, w skład, którego wchodziłoby powiedzmy po 4 osoby z każdej prowincji.
Mamy, więc już prosty układ, każde ‘państwo’ wybiera 4 osoby, które trafiają do ‘rządu’. Wszystkie te osoby mają równe prawa.
Jednak za politykę gospodarczą, zagraniczną, społeczną itd. Odpowiadają grona specjalistów, wybranych przez ludzi swojej profesji. Znów powiedzmy, że po 10 osób z każdej profesji będzie wybieranych na 2 letnią kadencję. Oni proponują ‘rządowi’ kierunki rozwoju, rząd wybiera to, co mu najbardziej z propozycji pasuje i wprowadza w życie.
Trochę się rozmarzyłem, przez co i rozpisałem się nadto o pierdołach. W związku z tym nie poruszę już dokładnie spraw dyspozycji pieniędzy, (Co myślicie o jakimś stosunku ludności/obszaru prowincji? Choć chyba lepszym rozwiązaniem jest dawanie więcej tym, którzy odstają od reszty…), wspólnej waluty, czy nawet wspólnego języka. Choć wszystko to powinno mieć miejsce, ale później, gdy zdrowy układ już się ustabilizuje.
Szczerze mówiąc nie podoba mi się ta notka, wpadłem w dziwny ton, którego nie lubię, ale czasem chyba tak trzeba. Jak to było już dawno temu powiedziane ‘Com napisał, napisałem’ i pieprzyć, że okoliczności było całkowicie inne. Następnym razem notka już będzie kulturalna i ciekawa w przeciwieństwie do tego materiału.
Jednak jak zaznaczyłem na samym początku, nie będzie to miało nic wspólnego z wcześniejszą notką.
Otóż tak sobie myślałem, o czym tutaj napisać i szybko wymyśliłem i tutaj pojawił się problem, bo trzeba dokonać selekcji, na jaki temat uzewnętrznić się na początku, a co zostawić na deser.
Jako, że jestem ponoć studentem politologii winienem być politycznie jakoś tam zaangażowany, przynajmniej tak mi się wydaje i właśnie w związku z tym, poruszę sobie temat około polityczny. W sumie nie wiem czy przypadkiem nie będę tym samym sporo o sobie pisał, jakby na to nie patrzeć nasze poglądy opisują nas lepiej niż cokolwiek innego.
Dzisiaj pod lupę wezmę coś łatwego, prostego i przyjemnego… Em… no tak, temat taki nie jest, ale moje poglądy już bardziej, o czym zresztą zaraz się wszyscy przekonamy. Chodzi mi mianowicie o UE.
Od razu w pierwszym zdaniu powiem, że jestem przeciwny, ale nie samej idei zjednoczeniowej, lecz formie, w jakiej jest to zrobione.
Co dokładnie mam na myśli? Spójrzmy na szczegóły.
W naszej kochanej Unii, która tak dba o swych mieszkańców, już od samej góry mamy sporo niejasności, jak choćby kompetencje poszczególnych urzędów. Owszem po wczytaniu się w wiele aktów prawnych etc można stwierdzić, że się rozumie jak to działa, ale przecież nie tak powinno być. Kompetencje winien każdy, nawet najgłupszy obywatel rozumieć. Dalej coś, co jest najzabawniejsze ‘kwoty’ na wszelakie produkty, które (w uproszczeniu) doprowadzają do tego, że producent nie ma prawa decydować o swoim towarze i mimo, że tak jak na przykład w tym momencie poprzez susze w Brazylii i powodzie w Indiach (czy też tam odwrotnie) popyt na cukier na całym świecie jest ogromny, a tutaj psikus, nie zarobimy na eksporcie naszego wyrobu, bo kwota nadana przez Unię nam zabrania. Tutaj właśnie widać największy problem tego molocha, otóż wszystkie decyzje są podejmowane ‘u góry’. Odgórnie podaje się nam, na co i ile pieniędzy możemy przeznaczyć, sami nie możemy zbytnio decydować o ich rozdysponowaniu. Mógłbym zresztą jeszcze sporo czasu deliberować o niedoskonałościach UE, jednak w sumie nie o tym chciałem pisać.
Chciałem napisać o moim ideale zjednoczenia, o tym, jak według mnie to powinno wyglądać, żeby miało to ręce i nogi.
Wnioskiem podstawowym jest to, że winniśmy zrezygnować z państwowości. Bo szczerze mówiąc w przypadku małych państw to nic nie daje, jest ona słabością, co idealnie widać na przykładzie Europy właśnie, w której nie ma tak naprawdę dużego państwa i której pozycja na świecie z roku na rok maleje, nie okłamujmy się, że jest inaczej.
A całą sprawę załatwiłoby stworzenie Zjednoczonej Republiki Europy. Oczywiście twór ten byłby federacją, w której każde byłe państwo Europy byłoby jedną prowincją, która decydowałaby o swej polityce wewnętrznej, jednak wszystko byłoby ukierunkowywane przez rząd ogólny, w skład, którego wchodziłoby powiedzmy po 4 osoby z każdej prowincji.
Mamy, więc już prosty układ, każde ‘państwo’ wybiera 4 osoby, które trafiają do ‘rządu’. Wszystkie te osoby mają równe prawa.
Jednak za politykę gospodarczą, zagraniczną, społeczną itd. Odpowiadają grona specjalistów, wybranych przez ludzi swojej profesji. Znów powiedzmy, że po 10 osób z każdej profesji będzie wybieranych na 2 letnią kadencję. Oni proponują ‘rządowi’ kierunki rozwoju, rząd wybiera to, co mu najbardziej z propozycji pasuje i wprowadza w życie.
Trochę się rozmarzyłem, przez co i rozpisałem się nadto o pierdołach. W związku z tym nie poruszę już dokładnie spraw dyspozycji pieniędzy, (Co myślicie o jakimś stosunku ludności/obszaru prowincji? Choć chyba lepszym rozwiązaniem jest dawanie więcej tym, którzy odstają od reszty…), wspólnej waluty, czy nawet wspólnego języka. Choć wszystko to powinno mieć miejsce, ale później, gdy zdrowy układ już się ustabilizuje.
Szczerze mówiąc nie podoba mi się ta notka, wpadłem w dziwny ton, którego nie lubię, ale czasem chyba tak trzeba. Jak to było już dawno temu powiedziane ‘Com napisał, napisałem’ i pieprzyć, że okoliczności było całkowicie inne. Następnym razem notka już będzie kulturalna i ciekawa w przeciwieństwie do tego materiału.
Pędzel
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz